Nowosądecki proboszcz Alojzy Góralik, słynny z dowcipu i zawsze dobrego samopoczucia, uwielbiał grzyby. Corocznie całe drużyny strażaków-ochotników przeczesywały lasy nad Dunajcem i Popradem, dostarczając na plebanię ogromne kosze prawdziwków, maślaków, kurek, podgrzybków etc. Ksiądz proboszcz marynował je zawsze osobiście, bojąc się powierzyć gospodyni tajemnice zalewy octowej i proporcje dobieranych przypraw. Raz tylko, na swych imieninach, ulegając prośbie pana burmistrza zdradził, że używa wyłącznie octu z occiarni na krakowskim Zwierzyńcu a przyprawy dostarcza mu Skład Towarów Korzennych Jerzego Jawornickiego.
Poczęstowanie grzybamiprzez Alojzego Góralika traktowane było na Podkarpaciu jako dowód towarzyskiej i podniebnej nobilitacji. Zaszczytu tego dostępowali nieliczni (proboszcz twierdził, że "takich marynat nie wypada jeść z byle chmyzem")-ale opowieści o smaku zawartości księżowskich słoików i słoiczków, beczułeczek, garnuszków etc. przeszły do historii galicyjskiej kuchni. Szczególnie sławny był marynowany borowik, maślak w zalewie (proboszcz dwa lata nie odzywał się do hr. Stadnickiego z Nawojowej, który uważał, że trzeba dodać do nich więcej laurowego ziela) i kurki-uznane kiedyś przez Dagny Przybyszewską ulubioną przystawką do absyntu.
Z biegiem lat, z biegiem dni Alozjy Góralik zagustował w pieczarkach.
- Robie je na ulubiony sposób Kardynała Sapiechy-tłumaczył gościom, domagającym się otwierania wciąż nowych słoików pieczarek.
Proboszcz, proszony jeszcze na łożu śmierci o zdradzenie tajemnicy swych marynat-odmówił. Dopiero później w schowku na plebanii odnaleziono grzybowe receptury, proste i genialne, gwarantujące smakoszom prawdziwą rozkosz.